Często dostaje od Was pytania o to jak zaplanować wyjazd do Gruzji. Nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi – tyle idealnych planów, ilu podróżników. Poniższy plan jest moją wizją idealnych 5 dni w marcu. Założenia są następujące:
- START w Kutaisi
- wynajęcie samochodu
- budżet bez nadmiernego oszczędzania (umiarkowany)
- wiek uczestników 25 – 35 lat
DZIEŃ 1:
12:15 lądowanie w Kutaisi. Witamy w Gruzji. Jeszcze na lotnisku należy dokonać zakupu karty SIM. Polecam operatora MAGTI (czerwone logo) lub GEOCELL, nie polecam BEELINE (nawet w centrum Tbilisi nie mam zasięgu nie jestem w stanie wyjaśnić, czemu jeszcze tego ruskiego operatora nie wyrzuciłam do kosza). Na lotnisku kantor oferuje przyzwoity kurs, więc można wymienić pierwsze pieniądze na wspomnianą kartę i ewentualną taksówkę do miasta (lotnisko znajduje się w odległości 20 km od Kutaisi).
Z lotnisko proponuję udać się prosto do miejsca noclegowego zostawić graty, a potem na pierwszą kulinarną rozpustę. Inauguracyjny obiad nie może zaistnieć bez: chinkali, chaczapuri, szaszłyka wieprzowego, sałatki gruzińskiej (pomidory i ogórki z górą kolendry), gruzińskiego kababu w towarzystwie wina lub czaczy (lub obu naraz). Biorąc pod uwagę czas przyjazdu do miasta polecam znajdującą się w centrum restaurację Agerari.
Po zaspokojeniu pierwszego głodu pora stawić czoła brutalnej gruzińskości i udać się na bazar (google maps: Green Bazar). Krótki spacer powinien zaostrzyć apetyt, więc na bazarze szukamy lokalnego sera, kiszonek (koniecznie należy spróbować kiszonego czosnku i pomidorów), świeżego gruzińskiego sera oraz oczywiście kolejnej porcji czaczy oraz wina. Spotkanie na bazarze jest idealną okazją do nawiązania pierwszych przyjaźni z Gruzinami. Kupujcie swobodnie – wszystko jest tanie, pyszne i do każdego zakupu dołączona jest degustacja. Zaopatrzeni w fanty piknikowe udajemy się na krótki spacer do górującej nad miastem katedry Bagrati. Spacer zajmie nad około 20 minut. Po dotarciu na miejsce i krótkiej obczajcie tego za co katedra została usunięta z listy światowego dziedzictwa UNESCO (niefortunna renowacja, zobaczcie sami) można spokojnie udać się na okalający teren katedry mur i zrobić sobie piknik. Jedzenie jest zupełnie akceptowalne na terenie świątyni, ale nie powinniście odpalać papierosów i ostentacyjnie pić alkoholu.
#drzemka
Wieczorem pora na prawdziwe dziedzictwo kulturowe Gruzji – SUPRE, czyli tradycyjną biesiadę z toastami. Na waszym miejscu wybrałabym polecaną przeze mnie domową winnicę rodziny Omiadze – Tomas Wine Cellar (proszę robić wcześniej rezerwacje, jest tylko kilka stolików i bardzo dużo chętnych). Jeśli jest wśród was abstynent lub zamówicie gruzińskiego kierowce gorąco rekomenduje kontynuowanie imprezy w dzikich ciepłych źródłach niedaleko wioski Vani (google maps: Sulphur Pool). Nie ma sensu tam jechać bez zapasów alkoholu. Cudowne wrażenia GWARANTOWANE!
Dzień 2:
Nie przypuszczam, abyście wstali wcześnie rano. Nia ma sensu. Podróż to spotkanie z obcą kulturą, a żaden szanujący się Gruzin nie wstaje przed 10. Dajcie też pospać gospodyni, która będzie przygotowywać dla Was śniadanie. Nie śpieszymy się, przyjmijmy zasadę nieśpiesznego zagłębiania się w Sakartvelo.
Po leniwym śniadaniu należy odrobić dzienną pańszczyznę uciszającą wyrzuty sumienia i coś pozwiedzać. Proponuje Akademie Gelati, zwaną gruzińskimi Atenami oraz Monastyr Motsameta. Oba miejsca znajdują się w odległości kilku minut od centrum Kutaisi. Szczególnie cenna jest wizyta w w drugim ze wspomnianych miejsc. Znajdują się tam kości gruzińskich męczenników, które… tadam tadam… SPEŁNIAJĄ ŻYCZENIA! Potwierdzone info! Uważajcie czego sobie życzycie, bo ja sobie nieco skomplikowałam życie nieprzemyślanym życzeniem. Instrukcja: aby życzenie się spełniło należy pomodlić się w kościele, a następnie myśląc o tym czego pragniemy musimy przejść na klęcząco pod ołtarzem 3 razy. Brzmi jak szaleństwo? Może, ale działa!
Następnie jedziemy w kierunku cywilizacji – do Tbilisi. Po drodze czeka nas jednak kilka ważnych przystanków. Pierwszy to wioska SURAMI, około 100 km od Kutaisi. W miejscowości znajduję się twierdza, ale można ją pominąć. Ważniejsze są doznania kulinarne. Po wjeździe do wioski ukażą nam się rozkładające budki z kominkami, numerkami (5+1) i babciami machającymi do nas chlebem. Miejsce słynie z pysznego słodkiego chleba z rodzynkami NAZUKI, który wypiekany jest tylko tam. Kupując 5 dostaniecie jeden gratis. Chlebki są naprawdę pyszne i długo zachowują przydatność do spożycia, wiec możecie trzymać je w samochodzie na wypadek nagłego głodu.
W drodze do Tbilisi warto zatrzymać się w Gori, słynącym z tego, że jest miejscem urodzenia Stalina. Samo muzeum wystarczy zobaczyć z zewnątrz, chyba, że jesteście prawdziwymi pasjonatami historii. Ekspozycja muzeum to wizerunki Stalina w najbardziej abstrakcyjnych formach – zegar, zastawa stołowa, stalino-dywan, stalino-lampa, a wreszcie – pośmiertny odlew głowy krwawego dyktatora. Atrakcja dla koneserów. Kilkanaście kilometrów dalej znajduje się coś o wiele bardziej godnego uwagi – skalne miasto Upliscikhe. Robi wspaniałe wrażenie, a z ciekawostek – było miejscem kultu, który w ofierze składał mężczyzn.
Po dotarciu do Tbilisi i zakwaterowaniu się w miejscu noclegowym (dla własnego dobra wybierzcie ścisłą starówkę, ceny są umiarkowane). Polecam udać się na kolację z pokazem tańców narodowych i muzyką na żywo. Wcześniej jednak zróbcie rezerwację na nocną wizytę w łaźniach miejskich (na blogu znajdziecie osobny artykuł na ten temat). W bezpośrednim sąsiedztwie łaźni znajduje się restauracji Gorgasali, którą polecam (poza restauracjami wymienionymi w artykule „Gdzie na supre w Tbilisi”). Po wszystkich tych atrakcjach podejrzewam, że będziecie wykończeni, ale jeśli nie to dajcie się po prostu wciągnąć nocnemu życiu stolicy, jest fantastyczne!
Dzień 3:
Dzień zaczynamy o 9:00 wyjazdem ze stolicy w kierunku Władykaukazu. Aby uniknąć turystycznych tłumów jedziemy prosto do Stepancmindy (dawnego Kazbegi), która znajduje się zaledwie kilkanaście kilometrów od granicy z Federacją Rosyjską. Nie tracąc czasu wjeżdżamy na wysokość ponad 2170 m n.p.m. do monastyru Gergeti, z którego rozciąga się fantastyczny widok na leżącą u jego stóp wioskę oraz górujący w oddali szczyt uśpionego wulkanu Kazbek (5033 m n.p.m.). Przerwa kawowa na tarasie Rooms Hotel, który cieszy się przestronnym tarasem z najpiękniejszym widokiem w okolicy.
Po chwili odpoczynku udamy się na południe w kierunku Przełęczy Krzyżowej – najwyższego punktu na trasie (2300 m n.p.m.), z której rozciąga się niezapomniany widok na doliny Tereku i Aragwi. Tuż za przeł ęczą można podziwiać monument przyjaźni gruzińsko- rosyjskiej z IXX wieku, z którego rozciąga się majestatyczny widok na okoliczne wzgórza warty uwiecznienia na fotografiach.
Naszym następnym przystankiem będzie XVII wieczna twierdza Ananuri przepięknie wkomponowana w wybrzeże rzeki Aragwi. Kompleks składa się z fortyfikacji, trzech kościołów, wieży dzwonniczej, pomieszczeń gospodarczych oraz murów obronnych.
Wieczorem polecam wizytę w pierwszej stolicy Gruzji – Mcchecie, która znajduje się na trasie powrotu do Tbilisi. Znajduje się tam jedna z najlepszych i zdecydowanie najtańszych restauracji gruzińskich – SALOBIO. Jak sama nazwa wskazuje należy tam skosztować potrawki z fasoli – LOBIO, koniecznie w zestawie z plackiem z mąki kukurydzianej mczadi oraz zestawem kiszonek. Zróbcie sobie ucztę!
Dzień 4:
Po śniadaniu pakujemy się do samochodów i jedziemy zwiedzać tereny przygraniczne w okolicach Davit Gareja. Davit Gareja to kompleks sakralny z VI wieku zlokalizowany wśród malowniczych wzgórz na granicy gruzińsko- azerbejdżańskiej. Jego historycznym założycielem jest jeden z 13 Ojców Asyryjskich – Davit. Aby dostać się do monastyrów należy pokonaćpokonać kilkanaście kilometrów gruzińskich bezdroży wśród majestatycznych stepów otoczonych tęczowymi wzgórzami. Niezapomniane wrażenia gwarantowane.
Po dotarciu do Davit Gareja i zwiedzeniu odrestaurowanej cżęści kompleksu można udać się na krótki trekking przez okoliczne wzgórza, z których rozciąga się niezapomniany widok na Azerbejdżan (5km). Dostępność trasy trekkingowej zależy od aktualnej sytuacji politycznej. Przeżywamy trudności.
Nieodłącznym elementem wizyty w tych okolicach jest lunch w Oasis Club – polskiej oazie położonej w wiosce Udabno. Najlepsze sulguni z miętą na świecie, wyśmienite Kubadari i ludzie, z którymi warto porozmawiać. Jeśli lubicie prawdziwych ludzi, prawdziwe historie i wyjątkowe miejsca to sugeruje wynajęcie domku na pustyni i zostanie tam na noc.
Istnieje możliwość poszerzenia wyjazdu o region winiarski Kachetia. W tym wariancie kolejnym z naszych przystanków będzie klasztor żeński w Bodbe z monastyrem Świętej Nino z IX wieku. Miejsce słynnie z uzdrawiającego źródła. Rytualna kąpiel w przeraźliwie zimnej wodzie uznawana jest za remedium na doczesne grzechy. Warto spróbować. Następnie udamy się do Sighnaghi – stolicy wina, miasta miłości i jednego z najpiękniejszych miasteczek regionu. Spacer po Sighnaghi powinien obejmować mury obronne z widokiem na dolinę pełną winorośli oraz kolacje z degustacją trunków w lokalnej winnicy. Polecane noclegi w Sighnagi to Peters Guesthouse, gdzie Celina i Piotr robią doskonałe nalewki! Na suprę polecam zrobienie rezerwacji w jednym z tych dwóch miejsc: a) wersja light: Kakhetian House Vakirelebi b) wersja hardcore picie z gruzinami: Gio’s Familiy Wine Cellar 1803 (wyniosą Was!). Konieczne wcześniejsze rezerwacje.
Dzień 5:
Ten dzień pozostawiłabym na swobodę, wolność i swobodę w wydaniu gruzińskich. Jeśli polubiliście Tbilisi – wróćcie pozwiedzać. Plan zwiedzania jest na blogu. Jeśli lubicie przygody – jeźdźcie do Pankisi, regionu zamieszkałego przez gruzińsko-czeczeńskich muzułmanów. Jeśli lubicie wino zostańcie w regionie Kakhetii i oddajcie się degustacji! Jesteście na wakacjach – róbcie co chcecie. Wymierzcie tylko tak, żeby kolejnego dnia nie spóźnić się na samolot w Kutaisi 🙂
Post powstał specjalnie dla Szymona, który wybiera się do Gruzji i poprosił mnie o pomoc w ułożeniu planu! Bawcie się dobrze!