Motocykliści przemierzający Gruzję to powszechny widok ostatnimi laty. Postanowiłam podjąć wyzwanie i przemierzyć 23 km dzielące centrum Tbilisi i monastyr Jvari na skuterze. Głównym założeniem było przeżycie w realiach gruzińskiego ruchu drogowego na maszynie, która w starciu z rozpędzonym samochodem nie ma szans.
Ku mojemu zaskoczeniu obsługa wypożyczalni nalegała na założenie kasku, co wzbudziło moją podejrzliwość. I słusznie! Już po 15 km skuter odmówił posłuszeństwa polskiej użytkowniczce i stanął. Zatrzymał się (zgodnie z moim bezgranicznym życiowym fartem) na przeciw restauracji słynącej z wyśmienitej, naturalnej kuchni, a w szczególności z mojej ulubionej potrawy LOBIO( gruzińska potrawka z fasoli). Udaliśmy się na lunch, a w międzyczasie obsługa wypożyczalni przyjechała z odsieczą i wymieniła zepsutą maszynę.
W ciągu kolejnych 8 km przeżyliśmy jeszcze jeden upadek, jedno użądlenie pszczoły, rozbicie telefonu oraz całkiem udany piknik z widokiem widocznym na zdjęciu.
Nie będąc pewnymi, czy na skuterach obowiązuje limit zawartości alkoholu we krwi zdecydowaliśmy się rozważnie na niskoprocentowe, domowe wino. Eksperyment uważam za udany, ale pozostaje orędowniczką turystyki 4×4 w Gruzji. Z tej okazji wszystkie rezerwacje w okresie październik-kwiecień otrzymały 15% zniżki. Promocja trwa do wyczerpania samochodów, viva la georgia!
P.S. Jak widać na załączonym obrazku skutery nie posiadały lusterek.