Jeżeli wybierasz się do Gruzji i tak się szczęśliwie złożyło, że jesteś kobietą to z całą pewnością pierwszym, z czym przyjdzie Ci się zmierzyć, będzie podryw w wydaniu gruzińskim. Uprzejmy Pan Gruzin powita Cię na lotnisku, przybije pieczątkę w paszport, życzy miłego pobytu, a następnie zupełnie bez żenady wklepie twoje nazwisko w Facebooka i doda do znajomych.
Obyczajowość w Gruzji cierpi na głębokie rozdwojenie jaźni. Z jednej strony typowe dla południowców zamiłowanie do fiesty, siesty i gorąca krew krążąca w żyłach, a z drugiej strony to już całkiem blisko do Iranu, więc o żadnej rewolucji seksualnej nie było i nie może być mowy. Kwestie randkowania w kraju kwitnącego xachapuri omówimy na przykładzie Kutaisi, czyli drugiego co do wielkości miasta, o zdecydowanie tradycyjnym podejściu do relacji damsko-męskich.
Gry miłosne w Gruzji to sport drużynowy. Pierwsza drużyna – mężczyźni, czyli Ci którzy CHCĄ, dążą i aktywnie poszukują partnerki wszelkimi dostępnymi środkami. Drugą drużynę stanowią kobiety, czyli te, które trochę chcą, trochę nie chcą, ale koniecznie się WZBRANIAJĄ. Uczestnicy gry są aktywnie wspierani (lub nie) przez przyjaciół, znajomych, ciotki, chrzestnych i sąsiadów. Największe szanse na rynku matrymonialnym mają mężczyźni z dobrą furą. Znane są przypadki sprzedaży mieszkań w celu kupna odpowiedniego (czytaj: totalnie szpanerskiego) pojazdu. Wśród kobiet, jak wszędzie na świecie, o powodzeniu decyduje uroda.
Mężczyzna, czy też chłopiec, gotowy do podbojów w pierwszej kolejności musi wykazać swoją wolę walki podczas szukania kontaktu do dziewczęcia, które wpadło mu w oko. Nie będzie to proste. Bezpośrednie pytanie o numer telefonu zostanie uznane za impertynencję. Na szczęście w Gruzji wszyscy się znają, a przynajmniej każdy zna kogoś, kto zna kogoś, kto z całą pewnością pomoże, więc odpowiednio zdeterminowany mężczyzna w końcu dopnie swego. A jeśli nie dopnie to widocznie nie zależało mu tak jak powinno i szkoda na niego łez!
Wspomniana drużynowość objawia się najpełniej podczas randki. Zapraszając wybrankę na przechadzkę, kolację, czy wspólne spędzenie wieczoru w jakikolwiek inny sposób absztyfikant musi liczyć się z tym, że wybranka na umówione spotkanie nie przyjdzie sama. Z dużym prawodopodobieństwem można spodziewać się, że będzie jej towarzyszyć co najmniej jedna (nie)przyzwoitka. Towarzystwo koleżanki (często kilku) to wariant optymistyczny. Równie często zdarzają się starsze siostry, czy młodsi bracia, a więc osoby, które są bezpośrednio zainteresowane chronieniem reputacji dziewczyny. Ktokolwiek to będzie, młody alvaro może stanąć przed wyzwaniem zapewnienia rozrywki już nie jednej, a gromadce dziewcząt. Warto w tym miejscu nadmienić, że kobiety w Gruzji mogą śmiało wychodzić z domu bez portfela. Bezwzględnie za siebie nie płacą. W gronie przyjaciół, rodziny, czy na randce – nie płacą, i już! Byłby to niewyobrażalny dyshonor dla mężczyzn w towarzystwie. Wobec tego z gry wykluczeni są na starcie mężczyźni, którzy co prawda portfel mają, ale pusty. To skutecznie dyskwalifikuje całkiem sporą część społeczeństwa. Być może dlatego przyrost naturalny jest niższy niż np. w Polsce?
Randka może przybrać egzotyczną z naszej perspektywy postać.
Opowiem Wam o jednym z takich spotkań, w którym mimowolnie uczestniczyłam. / na marginesie – mimowolnie jest bardzo ważnym słowem w gruzińskiej rzeczywistości. Od pierwszego przyjazdu do Gruzji wiele rzeczy działo się bez mojej woli. Mimowolnie uczestniczysz w biesiadzie, mimowolnie wychylasz dziesiąty kieliszek czaczy i mimowolnie pozostajesz zupełnie bezproduktywny następnego dnia. Dobre słowo!/ Do mojego kumpla Giorgiego przyjechała w odwiedziny sympatia z Batumi. W warunkach Gruzińskich 148 km dzielące parę to już związek na poważną odległość, skutecznie uniemożliwiający częste spotkania. Ale czymże są 2 godziny w jedną stronę marszrutką (gruziński bus, tani, bardzo zatłoczony, z wybitą przednią szybą, najpopularniejsze miejsce do toczenia politycznych dyskusji, może dochodzić do bójki) wobec wielkiego uczucia? Wydawać by się mogło, że przy takich ograniczeniach para wykorzysta wspólny czas idąc na romantyczną kolację, spacer albo na koncert. Nic bardziej mylnego! Popołudnie spędziliśmy w kameralnym, dziesięcioosobowym gronie w rodzinnym domu Koby – wspólnego znajomego. Kobiety popijały ci asto herbatą, a mężczyźni dłubali coś przy samochodach. Interakcja między najbardziej zainteresowanymi miała poziom ujemny i gdyby osoba postronna przypadkiem do nas dołączyła zdecydowanie nie potrafiłabym stwierdzić – kto wśród nas jest małżeństwem, kto parą, a kto widzi się pierwszy raz w życiu.
Mężczyźni grają z różnych pobudek. Każdy gruziński mężczyzna jest wychowywany w przekonaniu, że należy założyć rodzinę i mieć gromadkę dzieci (najlepiej chłopców, ale jak się trafią dziewczynki to “toże nie ploho”). Kobiety grają dla realizacji największego marzenia, celu uświęconego i ostatecznego, czyli białej sukni, zazdrości koleżanek i podpitych wujków na parkiecie. Licznik tyka – z biegiem lat presja zamążpójścia jest coraz większa. Szkoda czasu na związki bez przyszłości, więc pytanie rodzaju „czy widzisz naszą wspólną przyszłość?” na drugim spotkaniu nikogo nie dziwi.
Właściwie żadne pytanie nie powinno zdziwić, bo wybierając partnera na całe życie ślubuje się nie tylko jemu, ale całej rodzinie, z której się wywodzi. Warto, więc dowiedzieć się co robią rodzice oraz inni krewni, do czwartego pokolenia wstecz oraz do 2 stopnia linii bocznej. Oczywiście o ile wywiad w postaci drużyny ciotek już wszystkiego nie sprawdził.
Słowem klucz, wyznaczającym zasady gry jest SEKRET. Tak długo jak relacja pozostaje nieznana dla szerszego grona – tak długo można grać, a wszystkie chwyty pozostają dozwolone. Jeżeli para gra sprytnie, a drużyny połączą siły, to znaczy kolega absztyfikanta pożyczy mu samochód, a koleżanka, która grała przyzwoitkę przypomni sobie, że zostawiła czajnik na gazie, czy też dziecko w kąpieli, to uda się parze wywalczyć moment tete-a-tete. Pierwsze sam na sam z całą pewnością jest pierwszym życiu niewiasty spotkaniem z mężczyzną. Choćby miała 33 lata i 2 dzieci w domu to z całą pewnością była dotąd nietknięta przez mężczyznę, o czym może zaświadczyć (z bronią w ręku) 45 członków najbliżej rodziny. Wobec takich argumentów – co zrobić ? Trzeba wierzyć!
Absztyfikant może być pewien rychłej wygranej – może zostać przedstawiony ojcu, może nieśmiało marzyć o gromadce dzieci, aż pewnego wieczora oblubienica – in spe żona – poinformuje go, że wychodzi za mąż. Szach-mat, nieznany dotąd zawodnik szybciej zaciągnął kredyt na pierścionek z brylantem.
A co jeśli gra układa się nie po naszej myśli albo siła uczucia zaskoczy zainteresowanych i nie ma czasu na kurtuazyjne podchody? Wtedy dochodzi do PORWANIA! Oczywiście porwaną jest niewiasta – wbrew woli swojej, lub (częściej) tylko swoich rodziców. Brzmi to dramatycznie, ale przebieg takiego porwania częściej jest komiczny.
Niecałe 4 lata temu spotkało to moją koleżankę Natię, wówczas 20 letnią studentkę prawa. Podczas imprezy sylwestrowej w gronie najbliższych przyjaciół jeden z nich, wypiwszy uprzednio kilka litrów domowego wina, głośno oświadczył, że zamierza ją porwać i powołując się na honor i zasady przyjaźni wezwał obecnych do udzielenia mu koniecznego wsparcia. Wobec milczącej zgody Natii (aktywna zgoda nie przystoi kobiecie), równie trzeźwi uczestniczy imprezy przyrzekli swoją pomoc. Możliwe, że sprawa rozeszłaby się po kościach, ale Levan jako człowiek nie rzucający słów na wiatr już następnego ranka przeszedł do działania. Samochód zapakowany został niezbędnym prowiantem, przyjaciółmi, samą Natią i wesoła gromada wyruszyła w stronę niewielkiej wioski w regionie Racha, gdzie Levan posiadał domek letniskowy (LETNISKOWY, a był STYCZEŃ). Aby nie było wątpliwości, że do porwania doszło, należało obdzwonić rodzinę oraz najbliższych przyjaciół informując o zaistniałej sytuacji. Po kilku mroźnych nocach na wsi oraz kilkunastu telefonach z groźbami odebrania życia ze strony rodziny porwanej para została powszechnie uznana za zaręczoną i 3 miesiące później odbyło się wesele. I ja tam byłam, miód i wino piłam. Małżeństwo jest bardzo udane.
Oczywiście randki z elementem międzynarodowym wyglądają zupełnie inaczej, ale nic mi o tym nie wiadomo. Mieszkam w Gruzji, więc na żadnej randce nigdy nie byłam. Kaja zaświadczy…